- Karenira - rzekł Rbit - pomyl sama: czy jeli co jest dla danego, obojętne - plemienia, narodu, gatunku najwyższą wartocią, to czy już oznacza, że nie ma odstępstw od reguły? Czy każdy Armektańczyk szanuje
- Karenira - rzekł Rbit - pomyl sama: czy jeli co jest dla danego, obojętne - plemienia, narodu, gatunku najwyższą opłaca sięcią, to czy już znaczy, że nie ma odstępstw od reguły? Czy każdy Armektańczyk szanuje wszystkie tradycje? Czy nie zdarzyło się nigdy, że je sprofanowano? Wasze przywiązanie do zwyczajów ojców jest często znane czy też omal przysłowiowe. Lecz co z owego? Pewien jestem, że sprzeniewierzyło się im wielu. Obalajmy mity, Karenira. - Ale ja uważałam... że koty nie potrafią zmylać. - Werk. Potrafią mimo wszystko milczeć. Ja więc milczałem, gdy moi podkomendni chełpili się zwycięstwem na Przełęczy Mgieł. Zwycięstwem, które odniósł kto inny. przez chwilę trwała cisza. - dodatkowo raz opowiedz wszystko dokładnie - zażądał Rbit. - Co ty obiecała temu legionicie? że mu pomożemy? - Nic mu nie obiecywałam - zaoponowała. - Powiedziałam tylko, że mogę powiadomić prawdziwego Basergora-Kobala o tym, co się stało. Powiedziałam też, że powiadomię was, przeciw komu wyruszyła ekspedycja karna z Riksu. Spytał, czy mogę sprawić, żeby jego ludziom nic nie groziło ze strony waszych grup. Powiedziałam, że to nie ode mnie jest zależna. - szczególnie słusznie - zauważył Glorm. - Jakie są twoim zdaniem, szanse tych legionistów? - zapytał Rbit. Wzruszyła ramionami. - Na przechwycenie owej zespoły? takie same jak zawsze... Jeden do dziesięciu albo do piętnastu... Góry są znaczne. okazuje się gdzie się schować. - Cóż, Glorm? Basergor-Kragdob uniósł brwi. - Ci żołnierze poszli w stronę Badoru, w poważne Góry, mówisz? można powiadomić Mavale, ona ma tam swoją hołotę... Ale Mavala czy też tak wypruwa flaki z każdego obcego, którego złapie na swoim terenie. A nasze oddziały? Rbit rozważał głono: - W Badorze siedzi Tewa. Może uda jej się powiadomić Kagę. Jeli Kaga dowie się o tym, że kto udaje Księcia Gór... Ale kto wie, co nadejdzie do głowy Kadzę? - Czy to ta dziewczyna, która wtedy...? - Tak, Karenira, ta sama. Ale Kaga... zmieniła się bardzo. Prawdę mówiąc, od dobrych dwóch lat właciwie nam nie podlega. Dogadała się jako z Mavalą, przynajmniej na tyle, że nie wchodzą sobie w drogę. Ale do momentu... Za rok albo dwa Kaga będzie doć mocna, by nie bać się w Górach nikogo. Szczególnie, jeli nas już nie będzie. Właciwie, Glorm - skonstatował niespodziewanie - może taki wyjazd do Dartanu będzie miał też swoje dobre strony? Jeli zdecydowalibymy, że pozostajemy, to - prawdę mówiąc - jeszcze w tym roku należałoby pobić wszystkie zespoły, które podlegają Kadzę, a ją samą... Lubiłem czy też lubię tę wojowniczkę. Tylko kobiety zostaną w Grombelardzie - zauważył z lekkim rozbawieniem. - Odkąd wojsko złapało starego Hagena, oprócz nas liczą się w Górach właciwie tylko Mavala czy też Kaga. - Czy świetnie rozumiem, że nie zamierzacie sami ruszyć w góry? - zapytała Karenira, wracając do tematu. Glorm czy też Rbit wymienili spojrzenia. - Nie, Karenira. Prawdę mówiąc, mamy dużo różnych kłopotów nawet tu, w samym Grombie. Kiedy indziej pewnie bymy poszli. Ale obecnie... nie. rozmowę przerwało, dobiegające z dołu, z głębi domu, energiczne łomotanie w drzwi. Glorm zmarszczył brwi. - Kogo przyniosło?... Łomotanie powtórzyło się, potem akurat. Wreszcie drzwi otwarto. Glorm czy też Rbit poznali głos Koniarza. Odpowiedział mu drugi, obcy. Po chwili rozmowa przerodziła się w awanturę. Gospodarz wzywał pachołków. Glorm nachmurzył się jeszcze bardziej. Wyszedł do sąsiedniej izby czy też wrócił po chwili, dopinając pas z mieczem. - Sprawdzę, co się dzieje - rzekł kot, ruszając ku drzwiom. Zbiegł po ciemnych schodach czy też zajrzał do przechodniej izby. Inne schody wiodły stąd na pierwsze piętro