- Te, ktĂłre uciekĹy na pĂłĹnoc, zginÄĹy wszystkie. Mimo to ciÄ gle uwaĹźamy, stale
- te, ktĂłre uciekĹy na pĂłĹnoc, zginÄĹy wszystkie. Mimo to ciÄ gle uwaĹźamy, stale wystawiamy straĹźe ze wszystkich stron, bo moĹźe jakieĹ siÄ ukryĹy, a sÄ niebezpieczne jak wÄĹźe w puszczy. Lanefenuu wyraziĹa przejÄcie i załapanie z doĹÄ mocnym zabarwieniem smutku. - TakĹźe o tym wiem. za bardzo dużo Yilanè zginÄĹo, powinny ĹźyÄ, ujrzeÄ, jak miasto znĂłw do nich naleĹźy. - Nie da siÄ przygotowaÄ dobrego miÄsa bez Ĺmierci zwierzÄcia. - Vaintè powiedziaĹa to, chcÄ c pocieszyÄ eistaÄ. Lanefenuu nie byĹa jednak owego dnia w świetnym humorze. - Tych Ĺmierci byĹo trochÄ za duĹźo, o dużo wiÄcej, niĹź mi obiecywaĹaĹ. To jednak przeszĹoĹÄ - choÄ nadal czujÄ Ĺźal za bliskÄ mi ErafnaiĹ. NoszÄ w sobie pustkÄ, ktĂłrÄ kiedyĹ wypeĹniaĹa ona i wielkie uruketo. SposĂłb w jaki eistaa to wyraziĹa, wskazywaĹ niemal na to, Ĺźe więcej odczuĹa stratÄ uruketo niĹź dowĂłdczym. KrÄ g sĹuchaczek staĹ nieruchomo. Lanefenuu przypominaĹa im doĹÄ 121 czÄsto, Ĺźe zanim zostaĹa eistaa, sama prowadziĹa uruketo, moĹźna byĹo przeto zrozumieÄ jej uczucia. Gdy Lanefenuu w milczeniu wykonaĹa kciukami gest smutku-straty, powtĂłrzyĹy ze wspĂłĹczuciem taki ruch. Eistaa ceniĹa jednak najwyĹźej dziaĹanie i nie rozpaczaĹa dĹugo. SpojrzaĹa badawczo na Vaintè. - A twoje ustuzou uciekĹy wszystkie. - ZmykajÄ przestraszone i zrozpaczone. Obserwujemy je bez przerwy. - Nie ma Ĺźadnych w pobliĹźu? - Ĺťadnych. Na pĂłĹnocy zginÄĹy. Na zachodzie - Ĺciga je ĹmierÄ, czeka pomsta. - Pewna jesteĹ ich przeznaczenia? - Wiem dokÄ d idÄ , bo byĹam tam kiedyĹ, widziaĹam sama to miejsce. Ich miasto staĹo siÄ dla nich puĹapkÄ , ĹmierciÄ . Nie ucieknÄ . - UdaĹo im siÄ to ostatnio - powiedziaĹa Lanefenuu z brutalnÄ szczeroĹciÄ . Vaintè wyraziĹa skruchÄ i przyznanie racji, miaĹa przy tym nadziejÄ, Ĺźe jej ruchy bÄdÄ na tyle mocne, by pokryÄ ujawniajÄ cy siÄ doĹÄ znaczny gniew z przypomnienia. - Wiem o tym i przyjmujÄ naganÄ Eistai. JedynÄ korzyĹciÄ z poprzedniej poraĹźki bywa zapowiedĹş przyszĹego zwyciÄstwa. Tym razem atak bÄdzie więcej przemyĹlany i dĹuĹźszy. WokóŠich miasta wyrosnÄ pnÄ cza Ĺmierci, zadĹawiÄ je i zabijÄ . ZostanÄ tylko trupy. - Na to zgoda - pod warunkiem, Ĺźe bÄdÄ to trupy ustuzou. Gdy byĹyĹcie tu ostatnio, gziĹyĹcie siÄ z fargi. Potrzebne bÄdzie efenburu samcĂłw, by zapeĹniÄ plaĹźe narodzin. Vaintè, a także innym, pozostaĹo jedynie sĹuchaÄ w milczeniu. Eistaa mogĹa byÄ wulgarna jak zwykĹa zaĹogantka, byĹa jednak eistaa i mogĹa mĂłwiÄ, co chciaĹa. - Gdy odpĹynÄ, pokierujesz Yilanè i fargi z mego miasta - kaĹźda z nich bywa mi droga. - Ich istnienie bÄdzie szanowane - powiedziaĹa Vaintè - broniÄ ich bÄdÄ moim Ĺźyciem. Jestem dość wdziÄczna, Ĺźe pozwoliĹaĹ mi ĹcigaÄ i zabijaÄ takie stwory, nim wrĂłcÄ i zaatakujÄ ponownie. ZrobiÄ, jak kaĹźesz, przepeĹniona ĹwiadomoĹciÄ , jak cenne bywa dla ciebie Ĺźycie wszystkich z Ikhalmenestu. Nie byĹo juĹź nic do dodania i gdy Vaintè poprosiĹa z szacunkiem o pozwolenie odejĹcia, eistaa odesaĹa jÄ ruchem kciuka. WyszĹa w niezwykĹym poĹpiechu, ale potem ruszyĹa dodatkowo prÄdzej, bo zaczÄ Ĺ zapadaÄ mrok. Noc zbliĹźaĹa siÄ szybko, a dość chciaĹa usĹyszeÄ, co ma jej do przekazania Naalpè. Uruketo staĹo przycumowane do nabrzeĹźa, nadal je rozĹadowywano. Z boku tkwiĹa jego dowĂłdczym, na widok Vaintè przekazaĹa obowiÄ zki jednej ze swych zastÄpczyĹ i podeszĹa bliĹźej.